Foto: Monika Opieka

Zdjęcie wykonane na warsztatach perfumiarstwa prowadzonych przez Monikę Opiekę “Bottanicum”. Bardzo dziękuję za zdjęcie a warsztaty serdecznie polecam.

Nazywam się Marta Sumorok i od 2019 roku zajmuję się tworzeniem kosmetyków naturalnych.

Kasia Nosowska powiedziała – opowiedz siebie bo nikt inny Cię nie opowie. Słucham mądrych ludzi (z zasady 🙂 więc postanowiłam opisać swoją historię. Zapraszam.

Świat dziecka

Wychowałam się w domu, gdzie najważniejszą chyba szafką w kredensie o nazwie Tadeusz była szafka wypełniona lekami. Moja mama, z wykształcenia mgr farmacji, nie prowadzała nas do lekarza (mnie i brata). Gdy się coś działo po prostu sięgała po odpowiedni chemiczny dopalacz 🙂 Zioła rosły sobie bezpiecznie na łąkach, ale z racji wykształcenia mojej mamy gdzieś tam na spacerach ich sylwetka była mi zaznaczana 🙂 Jako dzieciak leczyłam siebie i moje koleżanki glistnikiem. Walczył dzielnie z kurzajkami. To chyba pierwsze zioło, które do tej pory noszę głęboko w sercu. Wrotycz, krwawnik, pojawiały się samoistnie na spacerach, na mojej ścieżce.

Dorosłość

Ale moja ścieżka poprowadziła mnie na Politechnikę łódzką (na Farmację niestety/stety nie dostałam się). Ukończyłam Wydział Biotechnologii. Teraz po czasie wiem, że nic nie dzieje się w naszym życiu przez przypadek. Ale idźmy dalej.

W wielkim skrócie, otworzyłam w 2010 r. działalność i tutaj wielki ZONK, bo od początku to nie była moja bajka. To był zupełnie męski świat – branża budowlana. Co mi strzeliło do głowy ?

Ta bajka jednak nie skończyła się dobrze. Po 10 latach prowadzenia firmy i wielu sądowych rozprawach nazywam sama siebie upadłym aniołem. Stosunkowo nie dawno uświadomiłam sobie jednak, że gdyby moja firma wówczas nie upadła nadal tkwiłabym w projektach, przy telefonie opowiadając jak … wolę nawet tego nie wspominać 🙂

Kolejne życie

Żeby odciąć się od problemów zaczęłam uciekać w drugi świat. Nie przez przypadek mówią, że życie zaczyna się po 40-tce bo te rzeczy nałożyły się na siebie prawie idealnie. Ten świat pachniał, był zaczarowany bo łączył ukochaną chemię z magicznym światem roślin. Połączenie idealne. Głowa zajęta recepturami a ręce zajęte zbieraniem, mieszaniem, kręceniem. Popłynęłam …

Oczywiście w mojej ścisłej głowie musiał być jakiś konkretny powód żeby zająć się tym mocniej. I tak o to, mój kilkuletni wówczas synek wracał z przedszkola z zaczerwienionymi rączkami. Częste ich mycie w przedszkolu, płynnym, komercyjnym mydłem powodowało, że małe rączki były przesuszone, czerwone, wręcz z drobnymi rankami i tak powstało w domowym zaciszu mydło konopne. Zaczęło się więc od mydła a jeżeli mydło potrafi rozwiązać problem suchych dłoni to co dopiero balsam do ust albo krem ? Czułam, że przede mną jest morze możliwości. Miejsce wypełnione magią jak Hogwart. Zaczęłam szukać swoich mentorów, magików, kogoś takiego jak  Dumbledore.

Pierwszym krokiem były warsztaty i poznawanie wspaniałych ludzi z pasją by w końcu ukończyć studia podyplomowe na kierunku Kosmetyki Naturalne. Pracowania z prawdziwego zdarzenia z białymi blatami i płytkami na ścianie była już kwestią czasu. I tak udało mi się połączyć świat ziołowych mikstur, wiedźmostwa z czystością laboratoryjną, zlewkami, kolbami i aparaturą do destylacji. Wreszcie popłynęła muzyka a moje szafki, synonim wspomnianego kredensu o nazwie Tadeusz, wypełniają jedynie naturalne dopalacze.

W jaki sposób pracuję ?

Skupiam się na konkretnym problemie. Skóra sucha ? wrażliwa, naczynkowa ? Zaczynam od książek, studiuję problem, odświeżam sobie wiedzę, która znajduje się w różnych szufladkach i zakamarkach umysłu. Potem kartka, długopis i receptura powoli nabiera kształtu. Do fazy wodnej wędrują ziołowe napary, składniki aktywne, do fazy olejowej oleje nierafinowane. Emulgator, konserwant i oczywiście zapach – olejki eteryczne, esencja rośliny czy zioła. Wszystkie składniki dobrane tak by najlepiej rozwiązać problem, by skóra wreszcie odzyskała ukojenie i zdrowie. To długi proces. Kreślę, poprawiam, dopisuję. Kolejne strony zapisanych receptur by dopiero rozpocząć fazę testów. Blat pracowni zapełniają kolejne zlewki z testowymi kosmetykami. I już sama nie wiem, czy bardziej fascynuje mnie proces tworzenia czy gotowy produkt i jego produkcja. Testowanie to już prawie koniec, znajomi, rodzina, zawsze mogę na nich liczyć. Prawie koniec bo jeszcze czeka Ocena Bezpieczeństwa Kosmetyku, testy stabilności, badania mikrobiologiczne układu konserwującego. Długi to czas, ale najważniejszy jest końcowy produkt, kosmetyk, dzieło moich rąk, które pomaga, jest zdrowe, naturalne i rozwiązuje problem 🙂